Namiot Baltoro Red Line i sztafeta dookoła świata Bike Jamboree

Rowerowa sztafeta, jakiej jeszcze nie było. Dookoła świata! Bike Jamboree to historia o przyjaźni i wielkim wysiłku wielu osób – doświadczonych podróżników i ludzi bardzo młodych – by wspólnie zrealizować rowerową podróż dookoła świata.  Na kilku ważnych etapach rowerzyści używali namiotów Baltoro Red Line
 
Etap 7 Zygmunt Piętak lider wspomina:
Omsk - Barnaul wdłuż Obu, listopad 2017. Wspominam to najpiękniej. To była Wyprawa Życia!! Podobno każda najbliższa planowa jest życiową, lecz ta właśnie ze względu na okoliczności surowego syberyjskiego klimatu była osobliwą. Te spotkania z ludźmi Syberii, pełnymi serdeczności i zrozumienia, pełni empatii, wiedzący że nigdy nie można zostawić człowieka bez pomocy, bo skutki najczęściej zostają tragiczne.
Ad rem :)

 

Pierwszy nocleg namiotowy nie przyszedł nam łatwo.
Krzysiek partner na wyprawie, od początku pobytu dopytywał kiedy wreszcie nocujemy w namiocie ? A u mnie pewien lęk i niepewność kołatała się w głowie. Dlaczego ? Nie wiem, być może wspomnienie letniej rowerowej wyprawy do Albanii, kiedy z lekkim sprzętem zanocowaliśmy na granicy Serbii i Czarnogóry w upalnych letnich miesiącach, a noc okazała się pewnego rodzaju koszmarem, bo kiedy nie było już co z sobą zrobić i nie znałem nawet przyczyny ogromnego zimna, wyszliśmy poza swoje namioty ,okazało się, że spora warstwa lodowego szronu pokryła nasze namioty i rowery. Wyobraźnia letniego człowieka nie ogarnia co to mróz i przejmujące zimno. Do zimna przyzwyczajamy się i oswajamy stopniowo w okresach jesiennych, ale w lipcu na Bałkanach? Tupanie, podskoki nie za wiele pomagały, nawet palnik gazowy odmówił poszłuszeństwa, po prostu zamarzł.

A namiot w mroźnej Syberii?
Wiem, wiem, namiot dobrej jakości, śpiwory na warunki ekstremalne. Ale co zrobimy kiedy znów będzie tak zimno jak we wspomnieniach ? Tu temperatura spada poniżej minus 25 celcjusza, w nocy może jeszcze niżej, kto tam wie.  Odpowiedzialność lidera kazała odwlekać decyzję. I zdażyło się. Zajechaliśmy do miejscowości już po zmroku, miała być gostynica -hostel. Taka myśl w trakcie kręcenia to rewelacyjny drogowskaz, takie światło w tunelu. Będzie ciepły prysznic, być może bania, łóżko wygodne i wszystko ciepłe. A tu zonk, zajeżdzamy i... "u nas już od 3 lat hostel nieczynny, nie było chętnych do nocowania, słyszymy". Ktoś zabrał nas nawet do siebie z propozycją noclegu, serce miał szczere i wielkie, ale miejsca tak malutko, że nawet nie było gdzie rozłożyć jednego śpiwora. Po herbacie z miodem decyzja: namiot. Krzyś z ogromnym  bananem na ustach, uradowany i wreszcie spełniony, a u mnie dalej ta niepewność. Jest późny wieczór, wioska syberyjska, jeden sklep, mróz i my mocno zmęczeni po 70 kilometrach na rowerach. Poszukiwanie dogodnego miejsca na nocleg zabrało kolejne pół godziny. Znajdujemy miejsce oddalone od ludzi, drogi, śnieg zmrożony, teren płaski. Tu  zakładamy obóz. Dość sprawnie mimo zimna poradziliśmy sobie z rozłożeniem sprzętu. A w tyle głowy myśli, co zrobimy jeśli drapieżny zwierz zwącha nasze zapasy żywności, jak się bronić, wokół tajga olbrzymia, tam żyją głodne zwierzęta ? Człek zamknięty w małej przestrzeni namiotu wyobraża sobie niestworzone sytuacje, tam na zewnątrz, najmniesze chrupanie, skrzypienie śniegu, szmer powoduje rośnięcie tego czegoś tam za namiotem do niebotycznych rozmiarów. Lis, wilk a czesem głodny pies może napędzić sporego stracha. Wymościwszy sobie legowisko, zapięci po szyję w rewelacyjnych śpiworach zabrakło czasu nawet na życzenia sobie dobrej nocy. Sen przyszedł natychmiast. I trwał, trwał do świtu, a że ten nastaje późno o tej porze roku, wyspaliśmy się do woli. Nic nie słyszeliśmy nic nie widzieliśmy, a odwiedziny ciekawskich oczywiście były, wskazywały na to świeże ślady małych łapek wokół namiotu i rowerów zostawione na puszystym śniegu. W worku ciepło nie zachęcało do wyjścia, lecz natura i chęć odkrywania przepięknej i zarazem surowej Syberii wzięła górę nad komfortem cieplarnianym w śpiworze. 

Każdy następny nocleg, był już wolny od dylematów czy go podjąć, lecz zawsze emocje towarzyszyły przy rozbijaniu obozu, bo wybór miejsca a czasem odwiedziny miejscowych ludzi zatroskanych i zaciekawionych takim nocowaniem wzbudzały nasze spore emocje o odgłosach wystrzałów z broni palnej przeszywających nocną ciszę nie wspominając. Rozważaliśmy różne wersje, od obrony miasta przed atakiem niedźwiedzi po wiwaty na cześć przyjścia na świat nowego obywatela lub obywatelki Syberii. Nie łatwo zasnąć kiedy nad głowami świstają kule karabinowe. Nam to udawało się doskonale.
 
O namiocie: Namiot śpisywał się poprawnie jak przystało na mroźne warunki. Szybki sposób rozkładania, w miarę lekki. Po nocnym oszronieniu, dość szybko wysychał w domowych warunkach. Życzeniowo śledzie i szpilki wykonane z lżejszych materiałów, znacząco obniżą wagę. Wielkością nasz model jako komfortowa dwójka sprawiała wygodne spanie. Chcę jeszcze wiele nocy spędzić w takim namiocie pod warunkiem, że będzie to zimowa Syberia w dobrym towarzystwie.
 
Etap 8 Magdalena Sobczak wspomina:
"Lucyna. Lucy. Lusia. Jeśli miałabym nadać jakiś przydomek naszej grupie określiłabym ją jako- 5 pancernych i pies. Lucyna przebiegła z nami ponad 300 km.



Spała przy namiocie zwinięta w kuleczkę czuwając i chroniąc nas od niepowołanych zwierząt.
Dzięki temu mogliśmy oddawać się spokojni o nasze rowery i sprzęt snom strudzeni po całym dniu jazdy w mrozie, chroniąc się szczelnie w śpiworah i namiotach. Kiedy mieliśmy przerwę na posiłek, Lusia jadła z nami. Była bardzo ludzka, bezproblemowa i odważna (potrafiła w kilka sekund uciec przed nadjeżdżającym samochodem). Mieliśmy w niej nigdy niestrudzonego pocieszyciela. Lusia została na granicy. Niewiele mogliśmy dla niej zrobić. Przechodząc przez restrykcyjną i szczegółową kontrolę na granicy rosyjsko-mongolskiej zgubiliśmy jej ślad, a ona nasz trop. W Taszancie rozstaliśmy się na dobre. "

tekst i zdjęcia: materiały Bike Jamboree
POBIERZ KATALOG